sobota, 13 lutego 2016

Synowie Króla


Dawno, dawno temu było sobie królestwo wielkie i bogate. Jego władca był wspaniałym królem, a lud szanował go i wielbił. Dożył on sędziwego wieku, spłodziwszy dwóch synów. Pewnego razu wezwał ich do siebie i rzekł w te słowa:

-      Synowie kochani, wiecie dobrze, że dni moje są policzone. Kocham was jednakowo i wciąż nie wiem, któremu z was pozostawię koronę. Udajcie się zatem w świat, a gdy upłynie trzydzieści dni i nocy powróćcie do królestwa i opowiedzcie, czego się w tym czasie nauczyliście.

Synowie ukłonili się królowi. Tego samego dnia kazali osiodłać konie i przygotować dla siebie zapasy, po czym wyruszyli.

Wierzchowiec starszego syna silniejszy był i szybszy, więc pognał on czym prędzej  w świat, poza mury królestwa.

Pewnego dnia, w jednym z miasteczek, spotkał starą żebraczkę, która zachrypłym głosem prosiła o jałmużnę, choćby w postaci suchego chleba. Książę skrzywił się na widok jej brudnych ubrań i pokrytej sadzą twarzy, po czym pognał dalej. Innego razu przejeżdżał w owym mieście nieopodal karczmy, z której dobiegały gardłowe krzyki. Ludzie w środku zataczali się pijani, a inni bili się za karczmą. Książę westchnął nad ich losem i popędził konia dalej. Trafił na wieś i sypiał po oberżach i domach, aż pewnego dnia, zmęczony podróżą, zapukał do drzwi samotnej chatki. Otworzyła mu jednak dziewczyna o twarzy pokrytej czarnymi wrzodami. Wystraszywszy się choroby książę podziękował za nocleg i pognał w dalszą podróż.

Dotarł on z powrotem do królestwa i opowiedział królowi, co przeżył, po czym rzekł:

-      Ojcze, nauczyłem się o świecie tego, że jest on pełen zła i nieprawości!

Młodszy syn wtenczas przemierzał podobne rejony na swej karej klaczy. Nie był jednak w stanie nadążyć za bratem. Pewnego dnia spotkał tę samą biedaczkę, którą jego brat ominął. Łzy napłynęły mu do oczu gdy pomyślał o jej losie. Oddał jej więc niemal całe swoje zapasy oraz część pieniędzy, jakie miał przy sobie. Pobłogosławił i życzył szczęścia. W dalszej swej drodze wstąpił do karczmy, w której ludzie upijali się i tańczyli. Książę począł bawić się wraz z nimi bawić. Gdy jednak zdecydował się ruszyć w dalszą podróż i wyszedł z karczmy, zobaczył troje pijanych wieśniaków, bijących chudego chłopca kijami. Przewrócili nieszczęśnika i kopali go, gdy leżał na ziemi. On jednak jako książę biegły był w niejednym rzemiośle, w tym także i w sztukach walki. Z łatwością obalił napastników, którzy poczęli uciekać. Pomógł chłopcu wstać, oddał mu jego rzeczy, po czym pobłogosławił i życzył szczęścia.

Droga jego prowadziła dalej przez wiejskie rejony. Sypiał po domach wieśniaków, przyjmowany zawsze wdzięcznie. Pewnego dnia zatrzymał się u rodziny, z którą mieszkała ich chora córka, której twarz pokrywały wrzody. Został więc u owej rodziny i jako, że znał podstawy sztuki zielarskiej, udał się do lasu, by nazbierać potrzebnych ziół, z których przyrządził maść dla córki gospodarzy. Niemal natychmiast po jej zastosowaniu wrzody zaczęły znikać.

Przez owo zatrzymanie wrócił młodszy syn króla z opóźnieniem. Opowiedział jednak ojcu czym prędzej o swoich przygodach, po czym rzekł:

-      Ojcze, nauczyłem się o świecie, że pełen jest dobrych ludzi, którzy cierpią niesłusznie.

Król myślał długo nad słowami obu synów, po czym wezwał ich do siebie i ogłosił:

-      Synowie kochani, przeżyliście wiele, jednak ty, mój młodszy synu, zasłużyłeś najbardziej na to, by objąć koronę.

Starszy syn odwrócił się gniewnie. Wtem jednak młodszy książę przemówił:

-      Ojcze, pragnę jednak odstąpić koronę bratu!

Ojciec i starszy brat spojrzeli na księcia.

-      Dlaczego? – spytał król.

-      Bo ja pragnę wyruszyć w świat. Tam zdołam uczynić więcej dobrego.

I tak starszy syn króla objął władzę nad królestwem, a młodszy, zrezygnowawszy z królewskich tytułów, ruszył w świat. I oboje wiedli długie, udane życie.

 

1 komentarz: