poniedziałek, 22 czerwca 2020

Napęd

 

ekologiczne nawoływania

spopielonych skrzydełek

koników polnych

w płomieniach

lasów

 

ognisty psalm trzasków

i drewno palone

 

swąd skóry i futra

i języki przemieszane

kalekie


Płaskość


łańcuchy fundamenty dwade płaszczyzna tworzenia nie niebiosa nawet nie źdźbło trawy 

a

chtonia chtoniczność płaskokrągłość ziemi gloria globusa kształt podłoża


Zwoje


 

komu pozwalasz wchodzić między zwoje mózgowe obserwować impulsy neuronalne i podziwiać jak tworzą się synapsy

kogo wpuszczasz w siebie i kogo z siebie wypuszczasz samego w deszczową noc bez parasola

komu pozwalasz zapisać zwoje i kto ci je odczytuje szeptem do ucha gdy próbujesz zasnąć

kogo wpuszczasz między litery gdy opowiadasz swoją historię na dworcu próbując dopiąć walizkę

komu pozwalasz zmienić swoje zdanie wytrącić ci grunt spod nóg i zachmurzyć głowę

kogo wpuszczasz między domysły i przypuszczenia wybierając kraj stację pociąg i miejsce

komu pozwalasz przeczytać się gdy już cię nie ma

kogo wpuszczasz do opowieści

komu pozwalasz odejść

kogo wpuszczasz na jego miejsce

 


Recenzja „Senności” Wojciecha Kuczoka



TRZY PIĘKNE HISTORIE

Uwagę przykuwa okładka z Małgorzatą Kożuchowską w stroju wieczorowym z miną pełną emocji. Jak dowiadujemy się z krótkiej deskrypcji na odwrocie, stanowi ona kadr z ekranizacji owej powieści. I właśnie to wrażenie filmowości pozostaje z nami przez całą lekturę. Wartka akcja i detaliczne opisy zachowania bohaterów nie tylko przywodzą na myśl akcję filmu, ale wręcz sprawiają, że umysł sam zaczyna film tworzyć, na bieżąco go odtwarzając. Uznaję to za plus, bo podobnie jak od filmu, człowiek niechętnie się od tej książki odrywa.

Co więcej, nie odnosi się wrażenia czytania scenariusza filmowego. Sam scenariusz zawsze pozostawia ogromne pole do interpretacji zarówno reżyserowi jak i aktorom, stanowi swego rodzaju rusztowanie filmu. W przypadku Kuczoka otrzymujemy detaliczne, a zarazem dynamiczne opisy z użyciem finezyjnego języka i stylu, który z czystym sumieniem można przyrównać do Jerzego Pilcha. Kuczok pisze długie zdania, ale sumiennie wypełnia je treścią i każdym popycha akcję powieści do przodu.

Akcja, czy raczej – powracając do bardziej książkowej terminologii – fabuła rodzi wątpliwości. Otrzymujemy bowiem trzy historie, z pozoru niezwiązane. Historię Adama – świeżo upieczonego lekarza z wiejskiej rodziny, który jedzie na praktyki do miasta, jednocześnie odkrywając swój homoseksualizm, historię Roberta – wypalonego pisarza uwikłanego w patologiczny związek małżeński oraz historię Róży – aktorki cierpiącej na narkolepsję, której pogłębiająca się choroba zmusza do przerwy w wykonywaniu zawodu i zrewidowania swojego małżeństwa. (prawdopodobnie ona jest głównym motywatorem tytułu powieści).

Problemem, jaki dostrzegam, jest to, że historie te niezwiązane są nie tylko pozornie. One właściwie nie mają ze sobą wiele wspólnego. Wątki momentami stykają się, ale tylko po to, by móc znów ponownie się rozdzielić i uciec w rozwijanie własnej fabuły. By uniknąć dalszego wyjawiania treści, skwitują moje wątpliwości pytaniem: Na ile można określać tę książkę powieścią, a  na ile jest to zbiór opowiadań?

Nie umniejsza to fabułom każdego z nich. Filmowość opisów dodaje dynamiki, ale język oraz wnikliwe opisy Kuczoka czynią bohaterów żywymi, a ich perypetie i problemy naprawdę uwierającymi. Mocną stroną każdego z opowiadań jest właśnie psychologia postaci. Jedyne wątpliwości pojawiły mi się przy opisie narkolepsji Róży, mianowicie czy taki przebieg jej choroby oraz taki stan psychiczny jest możliwy, czy raczej – wystarczająco prawdopodobny?

Jednak poza tą wątpliwością pozostałe historie budzą zaciekawienie. W tym, dylematy moralne przed jakimi stają bohaterowie. Nie dość tego, autotematyzm na jaką pokusił się Kuczok także warta jest pochwalenia. Robert, wypalony pisarz, snuje przemyślenia o literaturze, na tyle głębokie, że mogą zaciekawić osoby realnie zainteresowane światem literackim, ale i na tyle klarowne i ciekawe, że mogą zaciekawić pozostałych czytelników.

Podsumowując, pragnę gorąco polecić tę książkę każdemu. Nie wiem jedynie, czy mogę napisać o niej „ta powieść”.


 

 

Wydawnictwo: W.A.B.

Data wydania: 2008-01-01

Liczba stron: 256

 

 


Brandon Sanderson – „Siewca Wojny”



Na początku pragnę wspomnieć o pewnym mankamencie samego tytułu. Otóż tytuł oryginału to „Warbreaker” i istotnie, historia opowiada o ludziach usiłujących zapobiec wojnie, a nie ją wywołać. Taka uszczypliwa drobnostka na wstęp.

Muszę powiedzieć, że podchodziłem do „Siewcy…” z dużym dystansem, bo ze względu na opis, grubość (ponad 600 stron) i okładkę, zdał mi się typowym fantasy. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że „Siewca…” nie ma w sobie nic z typowości.

Oryginalny system magiczny oparty na logicznych zasadach, bazujący na kolorach, żadnego deus ex machina. Ciekawa intryga polityczna. Podjąłem kilka prób streszczenia fabuły, ale mam wrażenie, że streszczenie nie jest w stanie oddać istoty powieści. Dla mnie najbardziej interesującym wątkiem byli bogowie nadworni, w tym ważna postać – Dar Pieśni – Bóg wątpiący we własną boskość.

Sanderson równie ciekawie opisuje emocjonalne konflikty między przyjaciółmi, rozterki wewnętrzne jak i walki na miecze i stronnictwa polityczne. Zatem wszystkim fanom fantastyki – a także i tym, którzy z jakichś przyczyn do fantastyki przekonać się nie umieją – serdecznie polecam. Sam zamierzam sięgnąć w przyszłości po inne dzieła Sandersona.


Jacek Dukaj – „Extensa”




Przez lata nie byłem w stanie sięgnąć po prozę Dukaja. Lubię bowiem nosić książki ze sobą, a jedynymi znanymi mi pozycjami tego autora były „Lód” (ponad 1000 stron) i „Król Bólu” (niespełna 800 stron). Jednak zawsze intrygowała mnie twórczość tego pisarza – wywiady dla „Nowej Fantastyki”, ekranizacje Bagińskiego... I w końcu, pewnego dnia, na półce księgarni objawiło mi się rozwiązanie: „Extensa”.

Niespodziewanie pochłonąłem ją w dwóch podejściach. Lekko ponad sto stron wyśmienitej prozy. Historia z pozoru prosta, osadzona w przyszłości, może nie postapokaliptycznej ,ale będącej negatywnym następstwem działania ludzi. Widzimy życie narratora od narodzin do kresu. Poetyckim językiem malując anomalie w postaci powracających zmarłych, Dukaj snuje rozważania o istocie śmierci. Zaś tytułowa extensa to sprzężenie człowieka – jego ciała, umysłu, ducha – z dryfującą w kosmosie matrycą badawczą, która zaczyna rosnąć i zmieniać się, wraz z samym człowiekiem.

Niesamowity styl, mieszający język poetycki z naukowym, nieprzewidywalne zakończenie i filozoficzne przemyślenia to tylko niektóre z zalet tej książki. Serdecznie polecam.


Manuela Gretkowska – „My Zdies’ emigranty”






Proza Gretkowskiej ponownie mnie urzekła. (Wcześniej czytałem "Trans")  W tym przypadku debiut autorki wydany w 91. Raptem 150 niewielkich stron, pełnych czegoś na granicy osobistego diariusza emigracyjnego i prozy poetyckiej. Autorka opisuje swoje życie we Francji jednocześnie w perspektywie personalnej jak i ogólnoeuropejskiej. Od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w środek zmagań narratorki, które z czasem nabierają kontekstu. Po lekturze mam dwa główne przemyślenia:

·       Chciałbym, by artykuły naukowe/krytycznoliterackie były pisane „prozą Gretkowskiej”. Wiele jest w niej fragmentów eseistycznych (narratorka pisze pracę dyplomową o Marii Magdalenie i szuka informacji). Jednak nadanie tym eseistycznym fragmentom kontekstu emocjonalnego – opis poszukiwania wiedzy, procesu jej zdobywania – czynią samą wiedzę ciekawszą, przystępniejszą i bardziej przyswajalną.

 

·       Ciekawa perspektywa na kontrowersje. Zazwyczaj spotykam się w literaturze, że gdy narrator przyznaje się do przejawów negatywnego nonkonformizmu, czynów potocznie uznawanych za złe, albo jest z tego dumny, albo wręcz przeciwnie, wyraża żal. Gretkowska subtelnie opisuje takie ‘czyny’, ale nie zdradza swojego stosunku do nich, co daje dużo możliwości czytelnikowi. Lubię jak pisarz nie traktuje swego odbiorcy jak idioty.