Oczy otwarte niczym sowie, twarz
aspirynowo blada
nagromadzenie lat w świetle lampy
przepowiada.
Poniekąd zamaskowana, poniekąd naga, nie
wiadomo
co inni widzą gdy na nią ich spojrzenie
zbacza.
Tłum pięciu zmysłów
na małej planecie, którą pogoda włosów
otacza.
Moja twarz to nie demokracja – oczy są
tyranami,
a uszy moje radykalnymi innowiercami.
W rozmowach brwi moje są szeptami.
Niczym okno w nocy, twarz też się
odbija,
niepewna jak się zmienić, podziwiając
siebie.
(czyż nie jest to okrutne, kiedy twarz
czyjaś
jednak nie odbije potwierdzenia ciebie?)
Moja matka, ojciec mój i brat się
odnaleźli,
przy zatarciu wszelkich ekspresji i
właściwości.
Cynizm nie wkupi się tutaj,
czego nie można powiedzieć o
frasobliwości.
(lecz spójrz głębiej – furia w szczęce
się czai)
A gdy nos spokojnie rozmyślający
niczym aktor monolog próbujący,
pustka kartka czoła, gdy poruszam
brwiami,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz